niedziela, 31 stycznia 2016

Słowa nieprzetłumaczalne

We wczesnym dzieciństwie sądziłem, że obce języki różnią się tylko permutacją liter, więc np. tłumaczenie z jednego języka na inny polegałoby np. na zamianie liter E na U, K na P itp. Każda litera z obcego języka powinna dac się przetłumaczyć na polski, a znając tłumaczenia wszystkich liter możemy przetłumaczyć wszystkie słowa i zdania.

Trudno mi było pogodzić się z tym, że jednak tak nie jest. Później podobnie trudne do przyjęcia było dla mnie to, że obce słowo może znaczyć różne rzeczy w różnym kontekście. Jeśli słowo coś znaczy, to powinno w każdym zdaniu znaczyć to samo.

To wszystko było, kiedy już umiałem czytać, ale długo zanim zacząłem poznawać język angielski. Na widok obcego napisu żądałem tłumaczenia, jeśli nie każdej litery z osobna, to chociaż każdego nieznanego słowa. Kiedy zacząłem mieć większą styczność z obcym językiem, zaakceptowanie tego, że różne języki są naprawdę różne, przyszło dość naturalnie.

Jeśli słowo nie ma odpowiednika w innym języku, to zwykle można to bardzo łatwo naprawić przez zapożyczenie, ale to nic innego jak przyznanie się do bezsilności. Dlatego będę brał pod uwagę słowa, które co prawda można przetłumaczyć na inny język, ale tylko przez zapożyczenie, zwłaszcza jeśli nie jest ono mocno zakorzenione (co objawia się m.in. adaptacją pisowni).

Główną grupą nieprzetłumaczalnych słów są słowa bezpośrednio związane z kulturą, np. nazwy potraw i produktów spożywczych: barszcz, spaghetti, baklava, oscypek; tańców ludowych itp. ale jeśli do kultury zaliczyć administrację, to też np. słowa związane ze szkolnictwem lub podziałem administracyjnym: zerówka, matura, gimnazjum, powiat, województwo. Jeśli w innym kraju nie ma (i nie było) podobnego systemu, to nie ma szans na znalezienie odpowiednika.

Ciekawsze są przykłady słów w mniej oczywisty sposób związanych z kulturą. Zaliczyłbym do tego słowa pochodzące od postaci literackich: wallenrodyzm, dulszczyzna, ale też takie słowa jak np. „przepić”. O ile przynajmniej w części języków słowiańskich są odpowiedniki, to np. po angielsku nie ma słowa oznaczającego „sprzedać i za uzyskane pieniądze kupić alkohol i wypić ten alkohol”.

Innym źródłem nieprzetłumaczalnych słów jest środowisko naturalne. Po odkryciu Ameryki wiele nowo poznanych rodzajów zwierząt i roślin dostało nazwy zapożyczone z języków tubylców: skunks, awokado, chilli, czekolada, kojot, ocelot, jaguar, petunia, pirania, tukan i wiele innych, a przy okazji takie wynalazki, jak hamak i kajak. Baribal (niedźwiedź czarny) może brzmieć indiańsko, ale nie ma potwierdzonej etymologii.

Jednak najciekawsze są chyba te z nieprzetłumaczalnych słów, które nie mają oczywistego źródła. Do takich słów należą m.in. nazwy uczuć i sytuacji życiowych, które krążą po Internecie na listach takich jak ta, a najsłynniejsze z nich jest na pewno „Schadenfreude”, które funkcjonuje już niemal jak zapożyczenie. Ale dla mnie jeszcze ciekawszy jest inny rodzaj słów. Chodzi o pomocnicze słowa, które same nie oznaczają konkretnych przedmiotów lub sytuacji. Przykładem takiego nieprzetłumaczalnego słowa jest எத்தனாவது po tamilsku (w wymowie mniej więcej „ettanawatu”). O ile po polsku da się to wyrazić w paru słowach: „który z kolei?”, to po angielsku jest trudniej i jeśli wypowiedź ma brzmieć naturalnie, to trzeba to obchodzić na różne sposoby (na przykład zamiast „którym z kolei jesteś dzieckiem” – „ile masz starszego rodzeństwa”).

Bogatym źródłem nieprzetłumaczalnych słów są języki sztuczne. Najbardziej oczywistym przykładem jest làadan, język w zamierzeniu feministyczny, mający pomóc opisać rzeczywistość z perspektywy kobiet. Został stworzony przez pisarkę i lingwistkę Suzette Haden Elgin na potrzeby książki Native Tongue. O ile wiem (po przeczytaniu większej części), same słowa języka nie pojawiają się w książce, autorce chodziło o postawienie się przed zadaniem bohaterek książki, tworzących własny język, aby lepiej zrozumieć ich sytuację.

Làadan posiada wiele przedrostków i przyrostków wpływające na znaczenia słów, w tym na stosunek emocjonalny mówiącej do wypowiadanych treści. Na przykład diídin to „święto”, a radiídin to „nie-święto”, definiowane jako „czas rzekomo będący świętem, ale tak naprawdę okropnie uciążliwy z powodu pracy nad przygotowaniami, zwłaszcza kiedy jest zbyt wielu gości i żaden z nich nie pomaga”. Podobnie thóo – „gość”, rathóo – „ktoś, kto przychodzi z wizytą doskonale wiedząc, że nie jest mile widziany i sprawia kłopot”. Jest też kilka słów na gniew, w zależności od tego, czy jest powód, czy jest winny i czy jest rozwiązanie, np. bama – jest powód, nie ma winnego, nie ma rozwiązania, bina – bez powodu, bez winnego, jest rozwiązanie. Więcej przykładów słow można znaleźć w słowniku.

Inny język sztuczny, lożban, zawiera wiele słówek, które przekształcają znaczenia innych małych słówek (lożbańskich odpowiedników przyimków, liczebników itp.), np. pytanie „który z kolei” składa się ze liczebnika pytajnego xo („jaka liczba?”) i słowka moi, które przekształca liczbę w liczebnik porządkowy xo moi. To samo słówko moi w połączeniu liczebnika ro (wszystko) daje znaczenie „ostatni” (ro moi). Inne słówka: roi, re'u tworzą z liczebnika określenia dotyczące czasu: xo roi – ile razy? ro roi – zawsze, xo re'u – który raz?, ro re'u – ostatni raz.

Inną trudno przetłumaczalną klasą słów w lożbanie są tzw. attitudinals, czyli słowa wprost określające stosunek emocjonalny mówiącego do przedmiotu wypowiedzi (pomysł ten został zapożyczony z láadanu, ale w lożbanie jest znacznie bardziej rozbudowany). Na przykład io wyraża szacunek, ui – szczęście, u'i – rozbawienie, iu – miłość, ue – zaskoczenie itd. Niektóre z tych słów da się przetłumaczyć na emotikony, ale dalece nie wszystkie. Do tego są modyfikatory pozwalające określić natężenie emocji: silne, słabe, neutralne, negatywne (np. ui nai – nieszczęście, u'i cu'i – stan neutralny między rozbawieniem a znużeniem) oraz określające kategorie emocji (np. duchowa/religijna, społeczna, fizyczna).

☆ ten wpis nie posiada satysfakcjonującego zakończenia

wtorek, 8 września 2015

Języki sztuczne

Języki sztuczne można porównać do sztucznych kwiatów. Sztuczne kwiaty mogą być prostsze w użyciu (nie trzeba podlewać) i chociaż powierzchownie są wzorowane na prawdziwych, to pewnych cech nie ma sensu naśladować (np. więdnięcia). Można też tworzyć kwiaty, które w rzeczywistości nigdy nie mogłyby wyewoluować. Oglądając dobrze zrobiony sztuczny kwiat możemy się czegoś dowiedzieć o budowie prawdziwych kwiatów. Z drugiej strony sztuczne kwiaty są jakby bezduszne. Mogą kogoś nabrać z daleka, ale z bliska zwykle widać, że to tylko plastik i tkanina. Prawdziwe kwiaty mogą mieć ciernie, mogą mieć trujące, ale jest w nich też jakaś energia płynąca z tego, że mają za sobą miliony lat żywej historii.

To porównanie mi się w ogóle nie podoba. Język nie jest kwiatem, który można podlewać w ogródku albo wsadzić do wazonu i postawić na komódce. W języku się myśli, żyje, mieszka. Dlatego raczej szukałbym porównań architektonicznych. Oczywiście to wymaga odwrotnego spojrzenia, bo nie mieszkamy w naturalnych domach. Jedyny naturalny odpowiednik, jaki mi przychodzi do głowy, to jaskinie, ale z kolei porównywanie języków naturalnych do jaskiń jest grubą przesadą. Jaskinie są prymitywne, nieprzyjazne, bardzo powoli się zmieniają, a przede wszystkim nie są wytworem ludzi.

Język to jedna z bardzo niewielu rzeczy, o których mówi się „naturalne”, mimo że są wytworem cywilizacji¹. W przypadku języka oznacza to, że powstał w sposób niezaplanowany, samorzutnie, i w podobny sposób się zmieniał: pewne słowa, konstrukcje, kategorie gramatyczne wychodziły z użycia, a inne wchodziły, bez żadnej instancji, która by to narzucała. I taki model można bardzo dobrze zobrazować w architekturze. Wyobraźmy sobie gmach, który powstał przez tysiące lat, który kolejne pokolenia rozbudowywały i przebudowywały dla własnych potrzeb, bez żadnego głównego architekta. Korytarze tworzą zagmatwany labirynt, a numeracja pokoi, choć pozornie logiczna, sprawia wiele niespodzianek: pokój 378 nie jest między pokojami 377 a 379, tylko na zupełnie innym piętrze, w innej części budynku, do której trzeba przejść przez niepozorny otwór w ścianie². W całym gmachu roi się od anomalii: bezsensownych schodków na środku korytarza, drzwi w ścianie dwa metry nad podłogą, ukrytych przejść itp. Łazienki znajdują się w nieoczekiwanych miejscach i przy bliższej analizie okazuje się, że są trzy rodzaje toalet męskich, a tylko jeden damskich, i na dodatek są jakieś toalety nijakie, do których nikt nie chodzi, chciaż potencjalnie mógłby.

Języki sztuczne można w uproszczeniu podzielić na trzy główne grupy: naturalistyczne, które starają się naśladować anomalie języków naturalnych, ale ze względu na ograniczenia ludzkiej wyobraźni nigdy nie są aż tak dziwaczne; pomocnicze, które również są wzorowane na naturalnych, ale starają się wyeliminować te anomalie (z różnym skutkiem) i eksperymentalne (filozoficzne, logiczne), które są budowane zupełnie od podstaw. Języki naturalistyczne często są tworzone na użytek fikcyjnych światów, eksperymentalne — do eksperymentów i zabawy, zaś języki pomocnicze są zwykle planowane jako środek do ułatwienia komunikacji międzynarodowej. Dla mnie najciekawsze są te eksperymentalne, ale do architektonicznej analogii najbardziej pasują pomocnicze³.

Ludzie są bardzo przyzwyczajeni do języków, w których mieszkają. Mają wyryte w świadomości wszystkie dziwne schodki i ukryte przejścia, do tego stopnia, że gdyby budynek stał się nagle bardziej uporządkowany, to stale by się potykali i wpadali na ściany. Dzieci również czują się w nim świetnie: mimo zakazów zjeżdżają po poręczach i smarują graffiti na ścianach (zanim zostanie zmyte, zasłoni je kolejna warstwa).

Nauka nowego języka to kłopot porównywalny z przeprowadzką i nauczeniem się od nowa kolejnego zagmatwanego gmachu. Jest trochę łatwiej, jeśli nowy gmach ma podobną budowę, a zwłaszcza podobne anomalie. Dobrze zaprojektowany język pomocniczy byłby jak dobrze zaprojektowany budynek: regularny, bez anomalii, koedukacyjne łazienki, przyjazna fasada. Nie trzeba w nim mieszkać na stałe, ale można się w nim spotkać z obcymi ludźmi, na neutralnym terenie. Ale ludzkie przywiązanie do anomalii i niechęć do budynków, w których mało kto mieszka na stałe, sprawia, że projektowanie porządnych gmachów nie jest traktowane poważnie, a w związku z tym rozwija się bardzo powoli, a kolejni architekci popełniają te same oczywiste błędy. Dodatkową trudnością jest to, że do sprawdzenia budynku trzeba wpuścić do niego ludzi, a to się zwykle kończy tak, że albo ci, którzy zdążyli się zadomowić, protestują przeciw zmianom zarządzanym przez architekta, albo sami zarządzają zmiany, które architektowi się nie podobają. Zachodzą też istotne zmiany wystroju. Język, który odniósł największy sukces, był pomyślany jako ambasada pokoju na świecie, a po ponad stu latach jest raczej hipisowskim squatem, chociaż sama architektura zmieniła się naprawdę nieznacznie.



¹ Nie jedyna, bo jest też np. jogurt naturalny.
² Jeśli ktoś spędził odpowiednio dużo czasu na załatwianiu spraw w urzędach, to wie, o czym mówię.
³ Języki naturalistyczne są jak elfickie pałace, a eksperymentalne — trochę jak gniazda niehumanoidalnych obcych, czy coś.

wtorek, 9 czerwca 2015

Świniam

Jak wiemy, formy osobowe czasowników odmieniają się przez rodzaj, ale tylko w czasie przeszłym¹: jadłem, jadłam, jadłom (ostatnia forma potencjalna, ale raczej poprawna²). Takie asymetrie oczywiście nie są rzadkie w językach naturalnych, ale zawsze mają jakąś przyczynę.

Spójrzmy na zdania: „Gdzieś ty się włóczył?”, „Jeszczem nie skończył”, „Gdym ją ujrzał, stanął czas”, „Tyś oszalał”. W każdym z nich końcówkę -ś/-m można przenieść do czasownika (być może zmieniając na -/-em), nie zmieniając podstawowego sensu, najwyżej wydźwięk: „Gdzie ty się włóczyłeś?”, „Jeszcze nie skończyłem” itd. Widać, że końcówki -(e)m/-(e)ś (a także -(e)śmy/-(e)ście) mogą się przyklejać do bardzo różnych części mowy, w tym nieodmiennych, więc większy sens ma uznanie ich za osobne formy doklejające się do poprzedniego wyrazu, niż końcówki gramatyczne (wyraz tego typu to enklityka).

Ale konsekwencją tego jest uznanie form czasu przeszłego nie za jedną formę, ale połączenie formy czasownika z formą aglutynacyjną (doklejaną): jadł+em, jadła+m, jedli+śmy itp. Ta forma jest nazywana pseudoimiesłowem³. Nietrudno zrozumieć tę nazwę: pseudomiesłów, podobnie jak imiesłowy przymiotnikowe, odmienia się przez rodzaj i liczbę, ale w przeciwieństwie do nich nie odmienia się przez przypadek.

Pseudoimiesłów pojawia się również w innych konstrukcjach: w trybie warunkowym, gdzie zamiast „Jadłby” można powiedzieć „On by jadł” (i można uznać, że pseudoimiesłów występuje w obu wersjach, z enklityką by lub samodzielnie) oraz w czasie przyszłym złożonym, gdzie można go użyć alternatywnie z bezokolicznikiem: „Będę jeść”, „Będę jadła”⁴. Jest jeszcze jedna taka konstrukcja, obecnie przestarzała: czas zaprzeszły, np. „Jadł był”. Widać, że struktura jest analogiczna do czasu przyszłego złożonego, z tą różnicą, że w czasie zaprzeszłym mogą być również czasowniki dokonane.

Napisałem, że cząstki -(e)m, -(e)ś itp. można uznać za osobne formy, ale formy czego, jakiego hasła? Analogia z czasem przyszłym złożonym i zaprzeszłym sugeruje czasownik być. Takie własnie jest stanowisko językoznawców. Dodatkowym argumentem są takie zdania jak „Głupiś” (= „Jesteś głupi”) ioraz tytułowe „Świniam” (= „Jestem świnia”) pochodzące ze Składni współczesnego języka polskiego Z. Saloniego i M. Świdzińskiego.

Profesor Świdziński zajmował się badaniem polskiego języka migowego i miał pewien kontakt ze społecznością polskich Głuchych. Głusi używają między sobą imion będących zwykle pojedynczym gestem, oczywiście palcowanie literek jest mało praktyczne. Imię, które otrzymał prof. Świdziński jest identyczne ze znakiem oznaczającym świnię, ze względu na podobne początkowe litery (Głusi ze względu na odmienny język ojczysty mają również odmienną kulturę i podobno dla nich świnia nie ma obraźliwego wydźwięku). Nie wiem, czy to było inspiracją do przykładu w SWJP, ale migowe imię daje profesorowi dobry pretekst do powiedzenia o sobie „Świniam”.


¹ Oraz w przyszłym złożonym: będę jadł/a/o, o ile jesteśmy skłonni to uznać za odmianę.
² W zrównoważonym (300-milionowym) podkorpusie NKJP formy czasowników na -om, - pojawiają się tylko w dwóch tekstach. Raz w wypowiedziach pianina, a raz w formie apostrofy do „miejsca ziemi świętej”.
³ O ile wiem, termin ten został wprowadzony w Czasowniku polskim Z. Saloniego (2001).
Według Grzegorza Jagodzińskiego formy te nie były równoważne w czasach przedpiśmiennych i odpowiadały z grubsza angielskim czasom Future Simple i Future Perfect.

niedziela, 1 marca 2015

Półdruga

Liczebnik jest chyba najdzikszą częścią mowy w języku polskim. Będę używał tego pojęcia tak jak u prof. Saloniego¹, a więc rozumiejąc przez to tradycyjnie rozumiane liczebniki główne (dwa, trzy, cztery…) i zbiorowe (dwoje, troje, czworo, …). Tzw. liczebniki porządkowe (pierwszy, drugi, trzeci, …) nie są w tej typologii uznawane za liczebniki, ponieważ mają dokładnie takie same cechy gramatyczne jak przymiotniki. Również jeden należy uznać za przymiotnik, jeśli jest użyty samodzielnie, np. „jeden koń”; w przeciwieństwie do sytuacji, kiedy jest częścią wieloczłonowego wyrażenia liczebnikowego, np. „dwadzieścia jeden koni”.

Mówiąc krótko i niezbyt precyzyjnie, liczebniki to wyrazy mogące wchodzić w związek rządu z rzeczownikiem, któremu narzucają liczbę i przypadek.

Pod względem fleksji liczebniki można podzielić na cztery główne grupy:
  • te, które się nie odmieniają, np. wiele,
  • te, które odmieniają się przez przypadek i rodzaj i mają osobne formy dla rodzajów: nijakiego zbiorowego, przymnogiego zbiorowego i przymnogiego męskoosobowego (nazewnictwo z wpisu o rodzaju): dwoje dzieci, czworo skrzypiec, piętnaścioro państwa,
  • te, które odmieniają się przez przypadek i rodzaj, ale odróżniają tylko rodzaj męski osobowy: ośmiuset mężczyzn, osiemset kobiet, osiemset dzieci, osiemset koni.
  • te, które nie odmieniają się przez przypadek, a rodzaj odróżniają jedynie żeński: półtora roku, półtora jabłka, półtorej godziny.
O liczebnikach można powiedzieć wiele ciekawych rzeczy, ale teraz zajmę się tylko tą ostatnią grupą. Pokazuje ona rzadką w języku polskim sytuację, kiedy to rodzaj żeński (a nie męski osobowy) jest wyróżniony. Jednak ta nietypowa odmiana wydaje się powoli zanikać, nawet w Narodowym Korpusie Języka Polskiego pojawia się wyrażenie „półtorej roku” (23 wystąpienia w podkorpusie zrównoważonym; „półtora roku” ma tysiące wystąpień). Sam też to zauważam, zwłaszcza w mowie potocznej. Na to zjawisko zwrócił uwagę również Jacek Fedorowicz:
Ostatnie lata przyniosły też zdumiewające zjawisko zniewieścienia wszystkiego, co występuje w liczbie jeden i pół. Wszystkie rzeczowniki dotychczas męskie w tej sytuacji stają się żeńskie. Kiedyś mówiło się „półtora metra”, „półtora złotego”, „półtora dnia”, dziś mówi się „półtorej dnia”, „półtorej złotego”, „półtorej kilometra”, tak jak gdyby istniał nie ten kilometr, tylko ta kilometra, której jest półtorej. Kto i dlaczego odebrał rzeczownikom męskość, powinni zbadać seksuolodzy.
W moim odczuciu nie jest to odebranie męskości, ale uznanie półtorej za formę pasującą do wszystkich rodzajów, a nie tylko żeńskiego.

Ale półtora nie jest jedynym liczebnikiem odmieniającym się w ten sposób. W Słowniku gramatycznym języka polskiego jest takich liczebników dwanaście i wszystkie zaczynają się od pół-. Oprócz półtora są to: półtrzecia, półczwarta, półpięta, półszósta/półszosta, półsiódma/półsiodma, półósma/półosma, półdziewięta, półdziesięta. Wszystkie poza półtora są oznaczone jako dawne. Widać, że wszystkie poza półtora są zbudowane na tej samej zasadzie: przedrostek pół- i forma liczebnika porządkowego (być może zniekształcona w stosunku do współczesnej).

W znanej bajce Mickiewicza Lis i kozieł pojawia się półczwarta: „Studnia na półczwarta łokcia”, co oznaczało trzy i pół łokcia głębokości. Więc dlaczego półtora, a nie półdruga? Odpowiedź jest prosta: jakiś czas temu po polsku mówiło się raczej wtóry niż drugi (a wcześniej zapewne wtory, stąd wtorek; również inne liczebniki z tej grupy w SGJP mają warianty z ó/o). Trudne do wymówienia półwtora uprościło się do półtora. To tak oczywiste, a dotarło do mnie dopiero niedawno, po wielu latach zastanawiania się, o co chodzi z tym „torem”…

W staropolskim istniał również przymiotnik drugi, ale znaczył tyle co drogi (jak w „mój drogi”). Pochodzi od prasłowiańskiego rdzenia *drȗ, od którego pochodzą również takie słowa jak druh, drużyna. Żeby było ciekawiej, według Wiktionary drogi pochodzi od innego rdzenia: *dorgъ, co by oznaczało, że nie postał wprost ze zniekształcenia drugi. Z rzutu oka na listę tłumaczeń w Wiktionary wynika, że w językach słowiańskich słowo na „następujący po pierwszym” dużo częściej pochodzi od rdzenia *drȗ niż *vъtorъ (od którego pochodził wtóry). Może więc język polski poddał się w końcu dominującej tendencji, jednocześnie opierając się największemu sąsiadowi (po rosyjsku nadal jest второй).



¹ Z. Saloni (1977) Kategorie gramatyczne liczebników we współczesnym języku polskim, w: Studia gramatyczne I, s. 145–173, Wrocław.

sobota, 14 lutego 2015

Dopełniacz po negacji

W przypadku większości czasowników przechodnich, tzn. takich, które mogą mieć dopełnienie, jest ono zwykle frazą rzeczownikową w bierniku, np. „Czytam [kogo? co?] książkę”. Istnieją też czasowniki, w których dopełnienie jest w dopełniaczu (kogo? czego?): np. bronić, celowniku (komu? czemu?): wierzyć lub narzędniku (kim? czym?): dyrygować. Jednak w najczęstszym przypadku, jeśli dopełnienie jest w bierniku, to w przypadku zaprzeczonego zdania dopełnienie jest już w dopełniaczu: „Nie czytam [kogo? czego?] książki”.

Ciekawe jest to, że czasownik nie musi być bezpośrednio zaprzeczony, żeby jego dopełnienie przeszło z biernika do dopełniacza. W przypadku dopełnienia w postaci czasownika w bezokoliczniku (np. „Lubię zmywać naczynia”) zaprzeczenie całego zdania również wymusza dopełniacz („Nie lubię zmywać naczyń”). Tego typu przejście jest możliwe również bez jakiegolwiek zaprzeczenia, z czasownikiem nienawidzić. W Narodowym Korpusie Języka Polskiego znalazłem po jednym przykładzie dla „nienawidzić [robić coś]” i „nienawidzić [robić czegoś]”: „takim się (jeszcze) ostałem, nienawidzącym szczerze opuszczać wygrzanych kołder” (nie: wygrzane kołdry) i „nienawidzę sam robić sobie jedzenie” (nie: jedzenia).

Nienawidzieć jest chyba jedynym czasownikiem o tej własności. Miałem hipotezę, że może inny czasownik o wydźwięku negatywnym i łączący się zarówno z dopełnieniem w dopełniaczu, jak bezokoliczniku, też miałby tę własność. Znalazłem nawet takie czasowniki: zabronić i zakazać (oraz ich odpowiedniki aspektowe). Jednak wyniki wyszukiwania w NKJP jasno wskazują, że w tym przypadku nie zachodzi analogiczne zjawisko: jest np. „mogę zabronić jej wypłacić tę kwotę (nie: tej kwoty) i nie znalazłem żadnego przykładu z dopełniaczem. Oczywiście dopełniacz znowu pojawi się przy zaprzeczeniu: „nikt już nie zabroni nam wziąć naszych spraw w swoje ręce”.

Tym razem krótko. Uznałem, że warto zwrócić uwagę na to zagadnienie, ale nie mam już nic więcej do dodania.

czwartek, 29 stycznia 2015

Zgadywanie aspektu

Aspekt w polskiej gramatyce jest kategorią dotyczącą wyłącznie czasowników, określającą w przybliżeniu to, czy czasownik odnosi się do czynności kontynuowanej (niedokonanej), czy zakończonej (dokonanej). W części języków europejskich zamiast tego jest system czasów, który uwzględnia to rozróżnienie (np. w angielskim czasy Continuous i Perfect) i ten sam czasownik może być używany w obu funkcjach.

W języku polskim aspekt jest kategorią czysto słownikową, co oznacza, że nie istnieje odmiana przez aspekt*: wszystkie formy czasownika dokonanego są dokonane, a niedokonanego – niedokonane.

Aspekt czasownika jest widoczny przede wszystkim w sposobie odmiany przez czas. Czasowniki niedokonane mają czas przeszły, teraźniejszy i przyszły złożony (robił, robi, będzie robił), a dokonane mają czas przeszły, przyszły prosty (zrobił, zrobi) i nie mają czasu teraźniejszego. Różnica jest też w występowaniu imiesłowów: niedokonane mają imiesłów przymiotnikowy czynny (robiący) i przysłówkowy uprzedni (robiąc), których nie mają dokonane, za to dokonane mają imiesłów przysłówkowy uprzedni (zrobiwszy), nieobecny dla niedokonanych.

Wiele czasowników łączy się w pary aspektowe, jak wspomniane już robićzrobić, malowaćpomalować, pisaćnapisać. Nie jest to uznawane za odmianę, podobnie jak nie są odmianą warianty męskie i żeńskie rzeczowników. Zwykle takie pary są tworzone przez przedrostek zmieniający czasownik niedokonany w dokonany, ale takich przedrostków jest kilkanaście i trzeba wiedzieć, którego użyć. Są też inne nieregularności, np. stawiaćpostawić lub stawić (w zależności od znaczenia), zapisywaćzapisać, iśćpójść, mówićpowiedzieć, braćwziąć. Czasem też nie ma jednoznacznego odpowiednika aspektowego, np. polować ma równorzędne odpowiedniki dokonane upolować i zapolować.

Wygląda na to, że Polacy nie mają trudności z określaniem aspektu, nawet jeśli spotykają się z danym czasownikiem po raz pierwszy. Takie rozróżnianie jest potrzebne np. do tego, by stwierdzić, czy forma finitywna czasownika jest przyszła, czy teraźniejsza — bo obie są tworzone dokładnie tak samo: robięzrobię, wiempowiem, puchniemachnie. Po czym to poznajemy?

Parę lat temu uznałem, że opracowanie mechanicznej metody określania aspektu nie może być bardzo trudne. Pierwsze spostrzeżenie: wiele czasowników dokonanych zaczyna się na jeden z prefiksów: do-, na-, nad(e)-, o-, ob(e)-, od(e)-, po-, pod(e)-, prze-, przy-, roz(e)-, s/ś/z(e)-, u-, w(e)-, wy-, za- i obcięcie tego prefiksu daje czasownik niedokonany.

Powyższą listę prefiksów zrobiłem własnoręcznie w trakcie pisania tego wpisu (wcześniej tylko zaobserwowałem istnienie zjawiska). Wziąłem z danych Słownika gramatycznego języka polskiego listę czasowników dokonanych i niedokonanych i przeliczyłem (oczywiście nie ręcznie), co można uciąć z czasowników dokonanych, żeby dostać niedokonane. Oczywiście pojawiło się sporo przypadkowych rzeczy, np. poro- (porobić, porosnąć, porozlewać itp.), ale te właściwe pasowały do największej liczby par czasowników dokonanych i niedokonanych.

Oczywiście nie do każdego czasownika niedokonanego pasuje każdy prefiks. Prefiksy zakończone spółgłoską (oprócz s- i ś-) mają opcjonalne „e”, które jest używane dla pewnych czasowników spełniających dość złożone warunki. Z prefiksów s-, ś-, z(e)- może pasować najwyżej jeden, w zależności od tego, od jakiej dany czasownik zaczyna się spółgłoski.

Większość prefiksów — wszystkie poza wariantami z e oraz innymi wariantami z- — ma zastosowanie dla czasownika sunąć (dosunąć, nasunąć, nadsunąć itd.). Oto przykłady dla pozostałych**:
  • słaćnadesłać,
  • rwaćoberwać,
  • graćrozegrać,
  • tanieć —  stanieć,
  • ciąćściąć,
  • trzećzetrzeć,
  • ssaćwessać.
Wróćmy do problemu określania aspektu nieznanego czasownika. Pierwsza narzucająca się hipoteza jest taka: jeśli czasownik zaczyna się od jednego z wymienionych wcześniej prefiksów i obcięcie go daje również istniejący czasownik, to badany czasownik jest dokonany.

Taką hipotezę można łatwo przetestować na danych z SGJP. Oto wynik: na 30438 czasowników 16196 ma opisaną własność (obcięcie prefiksu z listy daje istniejący czasownik), w tym 14524 to czasowniki dokonane, a 1672 — niedokonane. To oznacza, że hipoteza działa w ok. 90% przypadków, w których w ogóle daje się zastosować. To już coś, ale mogłoby być lepiej.

Spójrzmy, w jakich sytuacjach hipoteza przestaje działać. Część z tego to przypadkowe zbieżności, np. świnićwinić, rozumiećumieć, ale ogromna większość (np. oddawaćdawać, przełykaćłykać) ma źródło w dosyć regularnym zjawisku. Wiele czasowników niedokonanych można połączyć w powiązane morfologicznie pary o bardzo zbliżonym znaczeniu, zróżnicowanym mniej więcej tak, że jeden odpowiada czynności wykonywanej w pojedynczym odcinku czasu, a drugi — czynności regularnie powtarzanej. Takie czasowniki są nazywane odpowiednio: jedno- i wielokrotnymi. Przykłady: spać i sypiać, grać i grywać, bić i bijać, mówić i mawiać. Różnice między czasownikami w tych parach wydają się na tyle różnorodne i nieregularne, że nawet nie próbuję ich klasyfikować. Jednak mimo tego trudno się nie zgodzić, że jest to pewne spójne zjawisko.

Związek tego zjawiska z prefiksami i aspektem jest taki: o ile czasownik niedokonany jednokrotny zmienia się w dokonany po dodaniu jednego z wcześniej wymienionych prefiksów, to czasownik wielokrotny pozostaje niedokonany również z prefiksem. Dlatego np. czasowniki zasypiać, przegrywać, rozbijać, odmawiać są niedokonane. Warto zwrócić uwagę, że czasem do takiego czasownika można dodać drugi prefiks i otrzymać wreszcie czasownik dokonany, np. powypuszczać, naustawiać. Czasem i to nie wystarczy i np. czasownik podupadać (pod-u-padać) jest nadal niedokonany. Przy pojedynczym prefiksie też nie ma żelaznych reguł i nieraz ten sam czasownik niedokonany z jednym prefiksem stanie się dokonany, a z innym pozostanie niedokonany. Np. łazić z prefiksami przy-, prze-, z- itp. daje czasowniki niedokonane, ale już połazić jest dokonany.

Umiejętność rozpoznawania czasowników wielokrotnych pozwoliłaby dużo lepiej wykrywać aspekt czasowników: można by oprzeć się na wcześniejszej obserwacji i przyjąć, że czasownik wielokrotny z prefiksem będzie niedokonany, a z dwoma prefiksami — dokonany. To już nam da o wiele lepszy test niż poprzednio. Jeszcze więcej dałoby rozpoznawanie form utworzonych analogicznie do czasowników wielokrotnych, ale nieistniejących jako samodzielne czasowniki. Czasem takie czasowniki istniały kiedyś w języku, ale zanikły, np. rabiać (notowany jeszcze u Doroszewskiego), bierać, wisać (od wisieć) itp., ale czasem jest prawdopodobne, że nigdy nie istniały, np. *kwalifikowywać, *rządzać. Czasownik złożony z prefiksu i takiego nibyczasownika wielokrotnego będzie najprawdopodobniej niedokonany: obrabiać, wybierać, zwisać, przekwalifikowywać, urządzać.
Nie wszystkie czasowniki dokonane zaczynają się od któregoś z wymienionych prefiksów (niezależnie, czy dalsza część jest istniejącym czasownikiem), ale tych pozostałych jest bardzo mało: 300 z 30438 badanych. Większość z nich (wszystkie oprócz 37) kończy się w bezokoliczniku na -nąć, ale nie jest to końcówka charakterystyczna dla dokonanych, bo jest zarówno machnąć, jak moknąć. Zgadywanie aspektu takich czasowników nie wydaje się prostym zadaniem. Podobnie jak tych niezakończonych na -nąć: np. skąd wiedzieć z góry, że trafić jest dokonany, jeśli trefić nie jest. Jednak to są tylko nieliczne przypadki.

Jeszcze jedna ciekawostka: czasownik iść pozornie nie łączy się z rozpatrywanymi tutaj prefiksami, ale tak naprawdę łączy się z większością, dla utrudnienia wymieniając i na j: nadejść, dojść, przyjść itd. W przypadku pójść mamy unikatowy przykład wymiany prefiksu po- na -. Istnieje też drugi czasownik, w którym i wymienia się na j przed prefiksami: przestarzały imować (wielokrotny wariant imać). Od niego są m.in. pojmować, przyjmować, podejmować.

Na koniec pytanie: jaki aspekt ma czasownik abdykować? Inaczej mówiąc, czy abdykuje to czas teraźniejszy, czy przyszły? Odpowiedź brzmi: oba, zależnie od kontekstu. Jeśli król abdykuje jutro, to czas jest przyszły, a jeśli abdykuje właśnie teraz, to oczywiście teraźniejszy. Takich czasowników na szczęście również nie jest zbyt dużo, w danych z SGJP zaledwie 265. Poza tym są też międzyaspektowe homonimy, jak np. narzucać: w znaczeniu ‘rzucić gdzieś wiele czegoś’ jest dokonany, a w znaczeniu ‘rzucać na wierzch’ jest niedokonany. Tego również nie jest dużo, naliczyłem 181.

Mam wrażenie, że w polskiej gramatyce można zacząć badać dowolny podstawowy element i mieć już zapewnione zajęcie na długi czas.


* W dominującej koncepcji językoznawczej. Możliwe są też inne koncepcje, w których czasowniki odmieniają się przez aspekt.
** Dla jasności: to są przykłady uzyskiwania czasowników dokonanych z niedokonanych za pomocą prefiksów. Podane pary niekoniecznie są odpowiednikami aspektowymi.

wtorek, 18 listopada 2014

Dżender gramatyczny

Ile jest rodzajów w języku polskim? Ze szkoły pewnie pamiętamy, że trzy: męski, żeński i nijaki. Wikipedia twierdzi, że pięć, bo rodzaj męski rozbija na trzy: męski osobowy, męski nieosobowy żywotny, męski nieosobowy nieżywotny.

Z grubsza chcielibyśmy, żeby podmienienie w poprawnym zdaniu rzeczownika na inny rzeczownik o tym samym rodzaju, liczbie i przypadku dawało zawsze zdanie poprawne gramatycznie (niekoniecznie sensowne). Artykuł w Wikipedii jako kryterium bierze zgodność z przymiotnikiem. To odpowiada wymaganiu, żeby rzeczowniki tego samego rodzaju łączyły się w danym przypadku z takimi samymi formami przymiotników. Sam biernik liczby pojedynczej pozwala wyróżnić cztery klasy: żeńską: „nową szafę”, nijaką: „nowe krzesło” i dwie męskie, bo mamy „nowego psa” i „nowy stół”, ale nie „nowy psa” albo „nowego stół”, co już pokazuje, że nie możemy wszystkich rzeczowników męskich traktować jako jeden rodzaj. Dalej, mianownik liczby pojedynczej pozwala odróżnić rodzaj męski osobowy, bo są „nowi pracownicy” i „nowe psy”. Trzy wyodrębnione rodzaje męskie będę dalej nazywał męskim osobowym, męskim zwierzęcym i męskim rzeczowym. Rodzaj męski rzeczowy zwykle najłatwiej rozpoznać po tym, że ma zawsze biernik równy mianownikowi.

Zgodność z przymiotnikami to jeszcze za mało, żeby określić klasy wymiennych rzeczowników. Istotna jest też zgodność z liczebnikami. Np. jabłko i dziecko są oba rodzaju nijakiego, ale jeśli chcemy powiedzieć, że są dwa, to nie będzie tak samo: „dwa jabłka”, „dwoje dzieci”. Wymiana nie daje poprawnych wyrażeń, więc zgodnie w wstępnym założeniem mamy dwa rodzaje nijakie. Możemy je nazwać nijakim głównym i nijakim zbiorowym ze względu na używane formy liczebników.

Jest jeszcze coś, czego do tej pory nie uwzględniłem. Pewne rzeczowniki występują tylko w liczbie mnogiej (plurale tantum, przymnogie). Uznanie ich za osobne rodzaje ma sens, bo gdyby np. uznać że drzwi to rodzaj nijaki (zbiorowy), to i tak nie podstawimy ich w miejsce rzeczownika w rodzaju nijakim w liczbie pojedynczej. Co więcej, takie rzeczowniki również nie są zawsze wymienne między sobą. Jeszcze drzwi i skrzypce można dowolnie wymieniać, ale drzwi i spodnie już nie. Problem pojawia się znowu przy liczebnikach. Możemy mieć „dwoje drzwi”, ale nie „dwoje spodni”. Spodnie w ogóle nie mogą się połączyć bezpośredno z liczebnikiem dwa, trzeba użyć wyrażenia „dwie pary spodni”. Jest jeszcze trzeci rodzaj rzeczowników przymnogich: takie jak wujostwo. Na oko wygląda jak rodzaj nijaki i liczba pojedyncza, ale gramatycznie zachowuje się jak męski osobowy w liczbie mnogiej: „wujostwo przyszli”. Ten rodzaj można by nazwać przymnogim męskoosobowym, a pozostałe przymnogim zbiorowym i… zabrakło mi pomysłów. Przymnogi niepoliczalny?

Powyższe rozróżnienia dają w sumie dziewięć rodzajów: trzy męskie, żeński, dwa nijakie i trzy przymnogie. Charakterystyczne, że język potrzebuje rozróżnienia męskich ludzi od męskich zwierząt i męskich rzeczy, a żeńskie to pod względem gramatycznym jednolita wymienna masa.

Ten system rodzajów pochodzi z pracy Zygmunta Saloniego Kategoria rodzaju we współczesnym języku polskim z 1976 roku i do tej pory chyba nikt nie znalazł bardziej szczegółowego.

Rodzaj gramatyczny oczywiście nie zawsze ma związek z faktyczną płcią lub żywotnością. Np. dziewczę jest rodzaju nijakiego (głównego, rzadziej zbiorowego*), a babsztyl i podlotek – męskiego zwierzęcego. Poza tym duża część nieożywionych przedmiotów ma rodzaj męski lub żeński, z czego nabijał się Ryan North w Dinosaur Comics w linkowanym odcinku i dwóch kolejnych. Ponadto rzeczy i pojęcia niematerialne mogą mieć nie tylko rodzaj męski rzeczowy, ale też męski zwierzęcy: np. as (w kartach), robot, miedziak, brydż albo świr (dziwactwo).

Czasem jednak jest odwrotnie i to płeć jest ważniejsza niż rodzaj. Dlatego „dwóch ludzi” to dwóch mężczyzn, a „dwoje ludzi” to mężczyzna i kobieta. Jeśli są dwie kobiety, to nie da się o nich powiedzieć używając formy rzeczownika człowiek z liczebnikiem dwa. Pozostają „dwie osoby”. Podobnie jest z niektórymi innymi rzeczownikami: „dwóch studentów” to faceci, „dwoje studentów” to chłopak i dziewczyna. Dwie dziewczyny to już „dwie studentki”. Można argumentować, że ludzie, studenci itp. w znaczeniu ‘grupa zróżnicowana płciowo’ to osobne rzeczowniki w rodzaju przymnogim zbiorowym. Przy okazji zwracam uwagę, że płeć też w ciekawy sposób wpływa na zaimki osobowe: „one” może oznaczać dowolną grupę ludzi, pod warunkiem że nie ma tam dojrzałych mężczyzn. Dodajmy jednego mężczyznę do tysiąca kobiet i zobaczymy, że jest wystarczająco ważny, żeby zmienić zaimek na męski osobowy „oni”.

Dziewięć rodzajów to dosyć dużo, ale na tym nie koniec – są rzeczowniki, którym nie da się przypisać rodzaju jednoznacznie. Najczęściej to są takie, które pasują zarówno do męskiego zwierzęcego, jak rzeczowego, np. grill, szampan, fart. Można „urządzić grill” lub „grilla”, „pić szampana” lub „szampan”, „mieć farta” lub „fart”. Ale są też liczne inne kombinacje, np. mini (spódniczka) może być „białe” lub „obcisła” (rodzaj nijaki główny lub żeński), bonsai (drzewko) może mieć rodzaj nijaki główny lub męski rzeczowy, a imię – nijaki główny („dwa imiona”) lub nijaki zbiorowy („dwojga imion”).

Zostawię temat rzeczowników, żeby zwrócić uwagę na jeszcze jedno dziwactwo związane z rodzajem w języku polskim: wypowiadając się w pierwszej osobie możemy zataić płeć, dopóki nie użyjemy czasu przeszłego. „Idę do domu” nie zawiera informacji o rodzaju gramatycznym mówiącego, ale „poszedłem/poszłam do domu” już tak. Więc jeśli chcielibyśmy przetłumaczyć na angielski zdanie „Poszedłem do domu” zachowując całą informację, wyszłoby coś w rodzaju „I went home and I’m male”. Cały czas mówiąc afiszujemy się ze swoją identyfikacją płciową, przypominając ją w co drugim zdaniu, i nawet o tym nie myślimy. Ciekawie musiałby wyglądać język polski, gdyby, zgodnie z postulatem T-Reksa z komiksu, miał również kategorię orientacji seksualnej i ją też, chcąc nie chcąc, musielibyśmy ujawianiać.


* Nie twierdzę, że ktoś mówi „dwa dziewczęta” (jak „dwa jabłka”), ale „dwóch dziewcząt” jest już o wiele częstsze niż „dwojga dziewcząt” (na podstawie Narodowego Korpusu Języka Polskiego). Z innymi liczebnikami nie ma takich problemów i tam główne dominują niepodzielnie. Jedynie biernik i mianownik z liczebnikiem dwa sprawiają problemy. Wyszukiwanie w Narodowym Korpusie Języka Polskiego pokazało, że fraza „dwa dziewczęta” nie jest używana, „dwoje dziewcząt” ma w pełnym korpusie 20 wystąpień, a „dwie dziewczęta” – 13 wystąpień. Czyli dziewczę jest rodzaju nijakiego głównego, chyba że jest ich dwoje, a wtedy bywa nawet rodzaju żeńskiego. Język polski jest czasem nieprzewidywalny.