piątek, 7 listopada 2014

Zdrobnienia w rodzinie

Już dawno zauważyłem, że w języku polskim niektóre zdrobnienia z czasem tracą nacechowanie i zdarza się, że wypierają niezdrobniałą wersję, która albo całkowicie znika z języka, albo zmienia znaczenie. Np. wyraz skarpetka jest w mojej świadomości nienacechowany, chociaż skarpeta jest nadal w użyciu (słownik PWN traktuje je na równi), zaś wyraz babcia niemal całkowicie wyparł baba w znaczeniu ‘matka ojca lub matki’, choć w trochę starszym słowniku to znaczenie jest jeszcze notowane.

Relacje rodzinne okazują się bogatym źródłem przykładów tego zjawiska. Spójrzmy na współcześnie używane nazwy tych relacji. Wiele z nich ma kształt typowy dla zdrobnień i po sprawdzeniu w słowniku Doroszewskiego (wydanym w latach 1958-69) okazuje się, że niezdrobniałe warianty rzeczywiście były notowane. Dla uproszczenia poszukiwań zakładałem, że jeśli wyraz wygląda jak zdrobnienie od innego wyrazu, który był używany w tym samym znaczeniu, to faktycznie był on pierwotnie zdrobnieniem. Nie jest to do końca oczywiste, ale brakuje mi zasobów do zbadania tego bardziej dogłębnie.

Wspomniana babcia jest o tyle ciekawa, że w zasadzie jest zdrobnieniem zdrobnienia. Wariant babka jest jeszcze używany, ale wydaje mi się, że przestaje być neutralny, chociaż słownik PWN nadal notuje go bez kwalifikatora. Ale jeśli się wpisze w wyszukiwarkę internetową „dzień babki”, to nieoczekiwanie większość wyników dotyczy 8 marca, a nie 21 stycznia.

Dziad też jest w aktualnym słowniku, ale nie jest neutralny: z jednej strony używany w pierwotnym znaczeniu ma podniosłe nacechowanie, a z drugiej ma wiele innych znaczeń, które się źle kojarzą. Dla mnie dziad w znaczeniu ‘ojciec ojca lub matki’ kojarzy się prawie wyłącznie z wyrażeniem „z dziada pradziada”, ale w Narodowym korpusie języka polskiego można znaleźć wiele innych wystąpień w tym znaczeniu, np. „przyjaźnił się z Szostakowiczem, którego dziad, polski patriota, za udział w powstaniu styczniowym został zesłany na Sybir” (Krzysztof Bilica, Wokół Chopina i Polski: siedem szkiców, 2005).

Przejdźmy do następnego pokolenia. Stryjenka i wujenka, coraz mniej używane, są zdrobnieniami od stryjna i wujna (oba hasła z kwalifikatorem „dawne, dziś gwarowe”). Obecnie oba są wypierane przez ogólniejszy wyraz ciotka (lub zdrobniale ciocia). Nietrudno się domyślić, że on również był pierwotnie zdrobnieniem, ale i tak mnie to zaskoczyło, biorąc pod uwagę, w jakim znaczeniu wyraz ciota jest używany współcześnie. Kwalifikator „st. pol.” w Wikisłowniku i nieobecność u Doroszewskiego sugerują, że przesunięcie nastąpiło bardzo dawno.

Ostatnie zdrobnienie w pokoleniu rodziców to wyraz matka, aktualnie zupełnie pozbawiony emocjonalnego nacechowania. Ale nawet słownik PWN ma hasło mać, oznaczone jako „dawne”. Nie trzeba mówić, z czym aktualnie kojarzy się to słowo.

Z kolei słowo córa jest nadal używane dość szeroko. U Doroszewskiego ma kwalifikatory „książkowe”, „rzadkie” i „potoczne”, a w moim odczuciu używa się go w charakterze żartobliwym lub podniosłym. Pojawia się przy tym skojarzenie z „córą Koryntu”, ale nie jest ono dominujące.

Można zauważyć, że do tej pory wymienione nazwy relacji były w przeważającej części żeńskie. Zobaczmy, co z żeńskich jeszcze zostało: bratowa, synowa, teściowa, bratanica, siostrzenica, siostra, wnuczka, kuzynka, szwagierka. Te kończące się na -owa musiałyby mieć zdrobnienie na -ówka. Te na -ica – -iczka lub -ka (jeszcze do tego wrócę). Zdrobnienie od siostra to oczywiście siostrzyczka i nie zanosi się, żeby miało wyprzeć oryginał. Natomiast wnuczka, kuzynka i szwagierka to oczywiście żeńskie wersje od słów: wnuk, kuzyn, szwagier. Wiadomo, że żeńskie wersje tworzy się podobnie do zdrobnień, również z końcówką -ka. Być może dlatego dla wielu Polaków żeńskie warianty nazw przedstawicielek różnych zawodów brzmią mało poważnie. Jednak dla formalności sprawdziłem, i niespodzianka: u Doroszewskiego jest hasło wnuka („dawne, dziś książkowe”). I kuzyna też („przestarzałe”). Nie znalazłem tylko żadnych śladów po hasłach szwagra lub szwagiera – być może takich nie było. To odkrycie nasunęło mi ciekawą hipotezę: być może to nie przypadek, że warianty żeńskie brzmią jak zdrobnienia. Być może kiedyś wcale tak nie było, ale kobiety były częściej zdrabniane, może dlatego, że były w życiu publicznym mniej ważne, tak jak miłostka jest mniej ważna niż miłość. A później sufiks -ka (zamiast -a) utrwalił się w funkcji tworzenia żeńskich wariantów; oczywiście nie twierdzę, że istniały żeńskie rzeczowniki profesora albo dyrektora. To bardzo śmiała hipoteza i nie podejmuję się żadnych poważnych badań w związku z nią, ale wydaje mi się zabawna.

Na koniec zostawiłem dziwną nieregularność. Dziadek nie jest jedynym męskiem zdrobnieniem wypierającym pierwotną wersję. Jest jeszcze bratanek, zdrobnienie od brataniec („przestarzałe”). To przypadek, w którym męski wariant jest zdrobnieniem, a żeński nie. Żeby było jeszcze dziwniej, to w słownikach jest też hasło bratanka, „dawne” w PWN i „przestarzałe” u Doroszewskiego. Jeśli trzymamy się wstępnych założeń, to bratanica musiała być pierwsza, a zdrobnienie bratanka pojawiło się, uwolniło się od nacechowania, a potem zanikło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz